Public relations

Rozmowa z żoną jednego z członków Polskiej wyprawy na Spitsbergen 2018 Tomka Sieniawskiego, Danutą

15
sierpień
2018

Content Organica (CO): To nie jest pierwsza wyprawa męża?

Danuta Sieniawska (DS): Nie. Wcześniej były włoskie Dolomity, austriackie Alpy, Kaukaz, rejs przez Adriatyk, ale tak długa, bo trzytygodniowa i tak daleko, to rzeczywiście pierwsza.

Nowością jest też ten brak kontaktu. Do tej pory były sms-y, telefony. A tu tylko przekazy telefonem satelitarnym, które pokazują się na profilu wyprawy na FB. Takie całkowite odcięcie od wspólnej codzienności. Będzie dużo do opowiadania i naprawdę można za sobą zatęsknić.

CO: Jak odbiera się dłuższą nieobecność najbliższej osoby, kiedy nie ma możliwości bezpośredniego kontaktowania się?

DS: Staram się o tym jakoś obsesyjnie nie myśleć. Pracuję, zajmuję się swoimi sprawami. Oczywiście gdzieś tam z tyłu głowy tli się obawa o powodzenie wyprawy, ale spycham ją w najgłębszy kąt świadomości. Po prostu wiem, że oni tam przeżywają przygodę życia i są w swoim żywiole. Poza tym ufam w doświadczenie i profesjonalizm całej ekipy. Mam włączone absolutnie pozytywne myślenie, co daje mi wewnętrzny spokój. Poza tym informacje przekazywane za pośrednictwem FB świadczą o tym, że wyprawa ma się całkiem dobrze i przebiega zgodnie z planem. Czekam na powrót, ale jednocześnie wiem, że Tomek się spełnia.

CO: A kierunek? Nie ciągnie Cię tam daleko na północ?

DS: Zupełnie. Jest tam pięknie, cicho, spokojnie, ale też według mnie niebezpiecznie. No i zimno. Ja reprezentuję bardziej tradycyjny model podróżowania. Dostęp do ciepłej wody mieści się w tym modelu. Powinno być ciekawie, ale bezpiecznie i w możliwie przyjaznych warunkach zewnętrznych. Lubię zwiedzać, poznawać nowe miejsca, ale odrobina „luksusu” to dla mnie nagroda za pozostały pracowity czas w roku. Nieodzowna jest zatem odpowiednia proporcja między wypoczynkiem a przygodą. Dla męża zdecydowanie przygoda jest najważniejsza, wygody to rzecz wtórna.

CO: W takim razie jak to godzicie?

DS: Szanujemy swoje potrzeby i nigdy się nie ograniczaliśmy. Mamy za sobą wspólne wyjazdy do Skandynawii, Portugalii, Maroka, Słowacji, Bułgarii, Chorwacji. Wszystkie te wspólne podróże miały charakter objazdowy, niestacjonarny i wspominam je bardzo dobrze, bardzo dużo zobaczyliśmy. O kilkudniowych wspólnych wypadach nie wspomnę. Jednocześnie dajemy sobie możliwość spędzania czasu po swojemu. Ja na przykład w zeszłym roku zaliczyłam tygodniowy rejs z jogą wzdłuż chorwackiego wybrzeża. Tak więc staramy się spędzać wakacyjny czas na przemian razem i osobno. Myślę, że to całkiem zdrowy układ. I sprawdza się, bo w tym roku na małżeńskim liczniku pokazała się 20.

CO: Faktycznie, niezły wynik. A co z następnymi wakacjami?

DS: Sądzę, że w pełnej marzeń i nowych miejsc głowie mojego męża już kiełkuje plan na kolejną ekstremalną wyprawę. Ja marzę, żeby zobaczyć Gruzję. Mam nadzieję, że da się to jakoś sprytnie pogodzić. Żeby przysłowiowi wilk i owca byli zadowoleni.

Porozmawiajmy
o Twoim projekcie

Umów się na rozmowę w celu dobrania najlepszych rozwiązań do realizacji Twojego projektu.





    BLOG

    Nasze ostatnie wpisy

    Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.